RZECZPOSPOLITA OBOJGA NARODÓW

 

kalendarium

Królowie

Mapy

Magnaci i wodzowie

sejmy

szlachta

Miasta i mieszczanie

Religia

Unia

Bitwy

Historia

Świat

Wydarzenia

Ciekawostki

akty dokumenty przywileje

<< poprzedni    następny  >>

Michał Korybut Wiśniowiecki

           Kiedy po tak ciężkich klęskach politycznych, jak utrata lenna Księstwa Pruskiego, niepomyślny pokój oliwski czy też nieudane próby przeprowadzenia elekcji za swego życia i niezrealizowanie reformy państwa, a wreszcie po krwawej wojnie domowej w czasie rokoszu Lubomirskiego - Jan Kazimierz zdecydował się w 1668 roku zrezygnować z tronu, gwałtownie ożywiły się działania obcych dworów oraz rodzimych stronnictw, by osadzić swego kandydata na polskim tronie. Niezwykła i nieprzewidziana, wręcz „cudowna" elekcja dotychczas mało znanego księcia Michała Korybuta Wiśniowieckiego w czerwcu 1669 roku rozpętała w kraju zaciętą walkę stronnictw magnackiej frankofilskiej koncepcji i prohabsburskiej orientacji, głównie liczącej na szable wielotysięcznej braci szlacheckiej - elektorów.

           Wielu kandydatów ubiegało się o złożoną przez Jana Kazimierza koronę, choć nie błyszczała już tak jak dawniej i była tylko koroną z wyboru. Francuskie stronnictwo, wychowane przez ambitną, rozsądną, ale i bezwzględną w realizacji swych planów Ludwikę Marię, forsowało w porozumieniu z Ludwikiem XIV pozornie księcia neuburskiego Filipa Wilhelma, a właściwie księcia Ludwika Wielkiego Kondeusza lub jego syna Henryka d'Enghien. Cesarskie stronnictwo prohabsburskie wysuwało księcia lotaryńskiego Karola. Kandydował też car rosyjski Aleksy Michajłowicz albo jego syn Fiodor.

           Obfita ulotna literatura polityczna zalecała nadto m.in. różnych książąt włoskich, a również wiarołomnego elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma Hohenzollerna, emigrantkę królową szwedzką Krystynę Wazównę oraz następcę tronu angielskiego księcia Jakuba Stuarta.

           19 czerwca 1669 roku królem został „Piast" - Michał Korybut Wiśniowiecki. Zawdzięczał on tron nie tyle świetności swego nazwiska, ile propagandzie i rozbiciu opinii szlacheckiej, głównie na dwa wspomniane obozy. Jego kandydaturę wysunął biegły dyplomata i energiczny mąż stanu, biskup chełmiński i podkanclerzy koronny w jednej osobie, Andrzej Olszowski. To on rozesłał na przedelekcyjne sejmiki ulotne pismo pt. „Censura candidatorum", w którym krytykując różnych kandydatów do tronu uzasadniał potrzebę elekcji rodzimego króla „Piasta" i tylko jakby mimochodem wspomniał o Michale. Nie można stwierdzić, czy Olszowski wcześniej porozumiewał się ze swym kandydatem, raczej należy przypuszczać, że działał bez zgody Wiśniowieckiego.

           Pomysł wyboru króla-rodaka nie był nowy. Warto przypomnieć, że już podczas pierwszej wolnej elekcji wymieniano kilku „Piastów" jako kandydatów do polskiego tronu (marszałka litewskiego Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła, wojewodę sandomierskiego Piotra Zborowskiego, wojewodę ruskiego Jerzego Jazłowieckiego). A po ucieczce z Polski Henryka Walezego zgłaszano wojewodę bełskiego Andrzeja Tęczyńskiego i sandomierskiego Jana Kostkę. Trybun szlachecki, Jan Zamoyski, mocno wtedy propagował ideę obioru rodaka; i obrano rodaczkę Annę Jagiellonkę, „przydając jej na małżonka" Stefana Batorego.

           W 1587 roku Zamoyski powrócił do swej koncepcji, wyklu­czył Habsburgów i przeprowadził wybór „Piasta" po kądzieli, Zygmunta Wazy. Władysław IV i Jan Kazimierz również tron swój zawdzięczali m.in. i temu, że byli już Polakami, tu urodzonymi i wychowanymi,

ciało z ciała, kość z kości królów rządzących szczęśliwie od tylu lat w Rzeczypospolitej"

. Po abdykacji Jana Kazimierza odżyły plany wyboru „Piasta". Jeszcze przed konwokacją w 1668 roku obcy korespondenci omawiali możliwości obioru Dymitra lub Michała Wiśniowieckich; wspominano też o ordynacie Aleksandrze Januszu Ostrogskim-Zasławskim, synu Katarzyny Sobieskiej, siostry wielkiego hetmana i marszałka.

Wówczas za „Piastem" wypowiedział się też znany i wpływowy pisarz polityczny, kasztelan lwowski Andrzej Maksymilian Fredro.

           Ale najdobitniej i najlepiej przemówił do szlacheckich umysłów wspomniany podkanclerzy Olszowski, używając argumentów, że

 „Piastowie" dobrze rządzili naszym krajem, a obcy nieszczęśliwie w Polsce panowali. Elekcja „Piasta" byłaby potwierdzeniem wolności szlacheckich, bo magnaci woleliby wybrać cudzoziemca. Michał jest niebogaty, a więc nie niebezpieczny, nieżonaty, młody (ma 28 lat), katolik, bez doświadczenia politycznego i większych ambicji, dlatego niegroźny dla „złotej wolności"

           Wynik elekcji był dla wszystkich dużym zaskoczeniem, zarówno dla stronnictwa francuskiego jak i habsburskiego; chyba najbardziej zdziwiony był sam elekt, który siedział wśród swoich braci sandomierzan „pokorniusieńki, skurczył się nic nie mówiąc", kiedy zewsząd już rozlegały się okrzyki na jego cześć i spie­szono doń z gratulacjami

          Przecież do nowej roli był zupełnie nieprzygotowany. Sama elekcja była burzliwa. Już wcześniej wykluczono od tronu Kondeusza, a celowo przeciągane przez francuskich stronników obrady przerywały tłumy zniecierpliwionych pospolitaków, uderzając na obradujących w szopie senatorów, strzelając do nich, wymyślając panom od zdrajców i grożąc im wycięciem oraz wybraniem innych senatorów, ale wynik głosowania byk do ostatniej chwili niepewny. Zachowało się kilka relacji, zresztą sprzecznych, o tym, jak doszło do powszechnej zgody 19 czerwca 1669 roku na wybór Michała, kto pierwszy w polu elekcyjnym zawołał: Vivat Michael rex! Wiadomo, że elektorem króla „Piasta" był też znany powszechnie Jan Pasek, i on to również przekazał nam opis tej niezwykłej elekcji.

           Trudno zdobyć się na jednoznaczną opinię. Na ogół przyjmuje się (Tadeusz Korzon, Władysław Konopczyński), że pierwszy wzniósł ten okrzyk Marcin Dębicki, chorąży sandomierski, a więc z Sandomierskiego, znany przywódca szlachecki i oponent przeciw projektowanym na wzór francuski reformom państwa. Nie jest to jednak istotne, kto pierwszy dał sygnał do powszechnej zgody. Słuszne zapewne będzie stwierdzenie, że przy dwóch zwalczających się koncepcjach: francuskiej i habsburskiej, zwyciężyła trzecia podkanclerzego Olszowskiego, zwłaszcza że nie była niebezpieczna, jak się wydawało, dla nikogo i że on sam ją kilka miesięcy wcześniej zaprojektował.

           Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że Michał był przede wszystkim elektem szlachty, szerokiej rzeszy panów braci, a nie grupy magnatów. Jeden z dawnych historyków określił tę elekcję jako „zdziałaną wpływem przemocy szlacheckiego gminu"; inny nazwał ją „szaleństwem szlacheckiej ochlokracji", która krzycząc za „Piastem" terroryzowała senatorów. Ale były też głosy, że masa szlachecka była bezkrytyczna i krótkowzroczna, gdyż pozwoliła się wykorzystać pewnym koteriom magnackim.

      Zbyt długo drażniono szlachtę elekcją Francuza, wyrobiła się więc w niej niechęć do obcej dynastii. Z pewnością była to pewnego rodzaju manifestacja ksenofobii. Nie wszyscy zresztą poprzednicy Michała na tronie byli popularni w szlacheckim narodzie. Dlatego tak tłumnie zebrana na elekcji szlachta wolała wybrać własnego króla, nie skompromitowanego podejrzanymi konszachtami z obcymi agentami. On miał być wyrazem zwycięstwa mas szlacheckich nad magnackimi partiami. Z pewnością nie mógł budzić obaw o dążenie do absolutyzmu, w przeciwieństwie do każdego z obcych kandydatów, który z pomocą oligarchów mógł zagrozić „złotej wolności". Idea walki z reformą, zmierzającą do wzmocnienia tronu, sprzęgła się tu na polu elekcyjnym z obroną zasad „złotej wolności" szlacheckiej, które wyjaśniał Andrzej Maksymilian Fredro, a bronił tak jeszcze niedawno marszałek Jerzy Lubomirski. Współcześni polscy pisarze, zarówno pamiętnikarze i historycy, jak również poeci, przyjęli elekcję króla „Piasta" z uznaniem, a niektórzy nawet z entuzjazmem, jak np. pamiętnikarze Pasek, Mikołaj Jemiołowski, Joachim Jerlicz, Jan Antoni Chrapowicki czy poeta Wacław Potocki, który w „Wojnie chocimskiej" zwał króla Michała orłem i wiązał z jego elekcją najlepsze nadzieje, lub inny poeta i historyk Wespazjan Kochowski, dający wyraz swej radości w wierszu „Muza słowiańska" i zwący Wiśniowieckiego „Wielkim Michałem". Olszowski umiał odwołać się do panujących wśród szlachty nastrojów i sprytnie zaproponować w atmosferze podejrzeń i szafowania obcymi na elekcji pieniędzmi wybór króla rodaka. Nie uległa wątpliwości, że Olszowski był autorem tej elekcji; on też głównie ponosi odpowiedzialność za losy panowania króla Michała. Trzeba jednak przyznać mu mimo wszystko tę zasługę, że krokiem swym uchronił Rzeczpospolitą od wojny domowej.

           Nie do przyjęcia jest pogląd niektórych historyków, że właśnie wojna domowa mogłaby wówczas oczyścić i rozładować niepewną atmosferę; wszak u wrót Rzeczypospolitej stała Turcja z całą swą potęgą, a na czynną pomoc sąsiadów nie można było liczyć.

           Kim był ten elekt polskiej krwi? Zapewne w znacznej mierze zawdzięczał tron rycerskiej sławie ojca, wojewody ruskiego, Jeremiego Michała, tak rozsławionego przez Sienkiewicza. Król „Piast" bowiem niczym nie wyróżnił się przed swą elekcją. Wcześnie osierocony przez ojca (1651), wychowywał się pod opieką matki Gryzeldy z Zamoyskich, wnuczki wielkiego kanclerza Jana, najpierw w Zamościu, potem na polskim królewskim dworze. Dzięki studiom w Pradze, Dreźnie i Wiedniu zdobył pewne wykształcenie i znajomość kilku języków, ale doprawdy niewiele miał w nich do powiedzenia. Rycerskiej sławy ojca nie powiększył, w życiu politycznym przed 1669 rokiem nie brał udziału; nie piastował żadnego urzędu; chyba nie miał szczególnych kwalifikacji do roli króla i to w tak trudnej sytuacji kraju, zagrożonego przez Turcję, pozbawionego sojuszników i wewnętrznie nie skonsolidowanego.

           Czyż sam był na tyle bezkrytyczny, że nie ro­zumiał swej nieudolności i braku zalet tak po­trzebnych dla rządzenia państwem? Dlaczegóż więc nie zrezygnował, dlaczego przyjął tę ciężką koronę? Może znalazł się pod naciskiem szlachty, może nie umiał oprzeć się silnej woli Olszowskiego; nie umiemy odpowiedzieć. Już na wstępie panowania dał się ponieść fali.

           Zrazu partia francuska oraz inni obcy agenci mogli być zadowoleni, że nie został wybrany żaden z ich możnych konkurentów, ale niegroźny dla nich Michał. W każdym jednak razie elekcja „Piasta" była, zwłaszcza dla francuskiej dyplomacji, zupełną klęską tym dotkliwszą, że dwór francuski nie tylko stracił z górą dwa i pół miliona liwrów, ale przede wszystkim dlatego, że naród szlachecki pogardził królewską krwią Kondeusza.

           Oporni polscy magnaci długo ociągali się z ogłoszeniem króla, a potem przeszli do opozycji, aż do planów detronizacji włącznie. Marzyła się im monarchia na wzór państwa Ludwika XIV, a tymczasem musieli kłaniać się ubogiemu książątku, które jeszcze przed elekcją pożyczało pieniądze od obcych dyplomatów, a teraz „cudem" zostało wyniesione na tron. Z pogardą wyrażali się o nowym królu:

 „Coście to za króla obrali, który szóstaka nie miał, za co sobie grzebienia kupić".

           A groźna to była opozycja, nazwana przez jej uczestników obozem malkontentów; należały do niej pierwsze nazwiska w kraju: prymas Mikołaj Prażmowski, marszałek i hetman wielki koronny Jan Sobieski, znany poeta, a jednocześnie podskarbi wielki koronny Jan Andrzej Morsztyn, magnaci małopolscy: stolnik koronny Jan Wielopolski i wojewoda krakowski Aleksander Lubomirski, kanclerz wielki koronny Jan Leszczyński, z Litwy szwagier Sobieskiego, podkanclerzy i hetman polny Michał Kazimierz Radziwiłł, liczni wojewodowie i kasztelanowie.

           A więc pierwsi w Rzeczypospolitej senatorowie i ministrowie, ludzie inteligentni, ruchliwi, bogaci, tym bardziej niebezpieczni, bo wpływowi.

           Michał mógł liczyć przede wszystkim nas wych wyborców - ogół szarej szlachty, która w pospolitym ruszeniu, w generalnej konfederacji, stanowiła groźny oręż malkontentów. Ale pospolite ruszenie trzeba było dopiero zwoływać, urabiać i przekonywać sejmiki, a słaby i mało przedsiębiorczy król wymagał bliskiej opieki i stałej rady ze strony przyjaciół.

           Król Michał nie umiał jednak zgromadzić wokół siebie oddanego sobie stronnictwa, partii dworskiej. Otaczali go nieraz ludzie, którzy wprawdzie bronili go, ale nie współdziałali ze sobą, raczej współzawodniczyli, zazdrośni o wpływy na króla. Do najbardziej oddanych królowi należał autor „Cenzury" i główny sprawca elekcji, podkanclerzy Olszowski. Ale i on z czasem wdał się w spory z popierającymi króla na Litwie Pacami, kanclerzem Krzysztofem i hetmanem Michałem Kazimierzem i po prostu zawiódł nadzieje; może potem zobaczył swój błąd w forowaniu na tron tak przeciętnego kandydata?

            Do przyjaciół króla zaliczano jego krewniaka, butnego i ambitnego Dymitra Wiśniowieckiego, hetmana polnego koronnego, rywalizującego z Olszowskim i bardziej działającego z nienawiści do Sobieskiego niż z przekonania do racji królewskich. Popierało też króla kilku biskupów: chełmski Krzysztof Żegocki, poznański Stefan Wierzbowski i krakowski Andrzej Trzebicki, zwolennik prohabsburskiej orientacji. Trudno zaliczyć do obrońców króla kilku szlacheckich krzykaczy, demagogów i zrywaczy opozycyjnych sejmików.

           Wspomniana opozycja malkontentów jeszcze na polu elekcyjnym najpierw usiłowała mocno skrępować króla tzw. egzorbitancjami, tj. nadmiernymi żądaniami naprawy tego wszystkiego, co przekraczało ustalony porządek prawny, a potem przez narzucone Pacta conventa nie dopuścić do ewentualnego wzmocnienia jego władzy.

            Sejm koronacyjny w październiku i listopadzie 1669 roku stał się następnym polem walki. Wprawdzie oponenci musieli uczestniczyć w akcie koronacji króla Michała w Krakowie, ale doprowadzili do pierwszego w dziejach polskich zerwania sejmu koronacyjnego posługując się tzw. egzulantami, czyli psłami z ziem odstąpionych Rosji na mocy rozej­mu andruszowskiego (1667). Już wtedy porozumieli się z Francją za pośrednictwem nadzwyczajnego posła Ludwika de Lionne, knuli spisek detronizacyjny, nie chcieli dopuścić do nie odpowiadającego ich planom królewskiego małżeństwa.

            A król Michał nie przejawiał żadnej energicznej działalności. Zdał się całkowicie na Olszowskiego. Bywał wtedy w kościołach i na ucztach, nie wpływał na tok obrad sejmowych, ożywiał się tylko wówczas, kiedy krewniacy Zamoyscy upominali się o ordynację po jego wuju wojewodzie Janie, dzielnie bronioną przez matkę królewską Gryzeldę.

           Małżeństwo króla miało zdecydować, która polityczna koncepcja zwycięży - francuska czy habsburska, a może jeszcze inna. Matka królewska od dawna snuła plany ożenienia syna to z siostrzenicą Sobieskiego Teofilą Ostrogską, to z inną „Piastówną". Wspominano też o księżniczkach francuskich, hiszpańskich, nawet o carównie. Zgodnie z sugestią Olszowskiego i jego zabiegami w Wiedniu król Michał ożenił się w lutym 1670 roku w Częstochowie z młodziutką arcyksiężniczką habsburską Eleonorą Marią Józefą, siostrą cesarza Leopolda I, „nieszpetną i dobroci nieporównanej. Sam król nie przejawiał większej inicjatywy, zdał się na wolę doradców, głównie Olszowskiego,

żeby było z wygodą i waszmościów, i pożytkiem Rzeczypospolitej".

            To polityczne małżeństwo związało króla i Polskę z Habsburgami i niewątpliwie wzmocniło stanowisko Michała wobec opozycji. W żonie zaś zyskał król wierną i przywiązaną towarzyszkę, która nie opuściła męża nawet w najtrudniejszych chwilach, a podsuwane jej przez malkontentów propozycje rozwodu zawsze zdecydowanie odrzucała; zwłaszcza kiedy szkalowano króla posądzając go (zresztą niesłusznie) o impotencję, a nawet różne zboczenia. Szybko też młoda królowa umiała zjednać sobie sympatię i szacunek w nowej ojczyźnie dzięki osobistym zaletom, nawet wśród malkontentów. Polska królowa nie spełniła jednak pokładanej w niej przez habsburską dyplomację nadziei, gdyż do polityki nie rwała się.

           Malkontenci już na pierwszym zwyczajnym sejmie wiosną 1670 roku przystąpili do generalnych ataków. Znaleźli sobie wówczas nowego kandydata do tronu w osobie siostrzeńca Kondeusza, księcia Karola de Longueville. Króla Michała oskarżyli o szereg uchybień prawom (małżeństwo bez zgody sejmu, obcy rezydenci na dworze, łamanie paktów konwentów) i doprowadzili do zerwania sejmu. Po chwilowej konsternacji na królewskim dworze, skoro sejmiki, niemal wszystkie, opowiedziały się za królem i groziły malkontentom pospolitym ruszeniem, na niektórych (np. na sejmiku średzkim), doszło nawet do „huczków", szabel i obuchów, a nawet pogębków, jesienią 1670 roku doprowadzono do szczęśliwego sejmu, zalegalizowania elekcji Michała, koronacji królowej Eleonory; utrzymano zasadniczą linię polityczną, prohabsburską, nie tyle dzięki energii czy uporowi króla, ile konsekwencji jego doradcy Olszowskiego. Malkontenci musieli na razie pogodzić się z sytuacją, nie zrezygnowali jednak z walki.

           Sytuacja króla o tyle była trudna, że trzeba było zwalczać opozycję i równocześnie rozwiązywać bardzo skomplikowane problemy polityki zagranicznej. Jednym z nich było uregulowanie stosunków z elektorem brandenburskim i księciem pruskim, Fryderykiem Wilhelmem Hohenzollernem, jeszcze lennikiem z ziemi lęborsko-bytowskiej i przywłaszczycielem starostwa drahimskiego (Czaplinek).

           Potwierdzenie paktów bydgoskich z 1657 roku i odnowienie lenna napotkało na zasadniczą przeszkodę. Oto mieszkańcy Prus Książęcych, szlachta i mieszczanie, od )"lat ciążyli ku Polsce, buntowali się przeciw uciskowi ze strony brandenburskich urzędników, w Rzeczypospolitej szukali opieki i obrony. Ale kiedy przywódcę pruskiej opozycji, Krystiana Ludwika Kalksteina-Stolińskiego, kazał elektor 28 listopada 1670 roku porwać spod boku króla z Warszawy i po dwuletnim więzieniu 8 listopada 1672 roku ściąć w Kłajpedzie, sterroryzowani mieszkańcy Prus musieli skapitulować, a Rzeczpospolita zagrożona tureckim niebezpieczeństwem okazała się bezsilna wobec tego gwałtu. Wprawdzie król Michał osobiście interweniował, słał poselstwa z protestem do Berlina, oburzała się szlachta na sejmikach, zbrodnia elektora pozostała jednak nie ukarana, a król był zmuszony zgodzić się na tzw. rekognicję lenna i na odnowienie paktów bydgoskich.

           Natomiast dzięki licznym i konsekwentnym zabiegom polskiej dyplomacji, nie bez zaangażowania króla, udało się utrzymać przyjazne i względnie dobre sąsiedzkie stosunki z Rosją, na podstawie zresztą niekorzystnego dla Polski rozejmu andruszowskiego (1667). Ale i w tych sprawach wewnętrzna słabnąca Polski, jej zagrożenie ze strony Turcji i problem kozacki tak dalece utrudniały działalność, że nie udało się Polsce odzyskać za Michała Kijowa i otrzymać konkretnej pomocy przeciw Turkom i Tatrom, pomimo wysiłków polskich poselstw i długotrwałych pertraktacji.

           Jeszcze bardziej skomplikowany był problem kozacki, odziedziczony przez Michała po poprzednikach, nie tylko wewnętrzny, ale bardziej związany z ościennymi państwami, głównie Turcją i Rosją. Skoro Piotr Doroszenko poddał się Turcji, król starał się przeciwstawić mu mało popularnego wśród Kozaków i o miernych zdolnościach politycznych i wojskowych kumańskiego pułkownika Michała Chanenkę. W zbrojnej konfrontacji sił polskich z Kozakami Doroszenki i nawałą turecką w 1671 roku jedynym obrońcą, prawdziwym salwatorem ojczyzny okazał się hetman Sobieski. On to w błyskotliwych uderzeniach rozbił wojska kozacko-tatarskie pod Bracławiem, Winnicą, Mohylowem, Ładyżynem i jesienią 1671 roku zakończył swą triumfalną kampanię.

            Król i jego doradcy nie umieli zdobyć się na choćby tymczasowe rozwiązanie kozackiego problemu, a w chwili niebezpieczeństwa nie wykazali potrzebnej energii, a nawet nie bardzo chcieli wierzyć w śmiertelne zagrożenie.

           Król niby wybierał się do obozu, ale wciąż opóźniał wymarsz. Oglądał się na pomoc cara Aleksego, to cesarza Leopolda, słał błagalne uniwersały do szlachty na sejmiki, ale na teren walki dotarł dopiero jesienią 1671 roku, już po zwycięskiej wyprawie Sobieskiego na czambuły tatarskie, by po kilku tygodniach powrócić do Warszawy. Chyba zdawał sobie jednak sprawę z dużej odpowiedzialności za losy kraju, kiedy usprawiedliwiał się, że

 będzie nam świadkiem prae­sens et posteru aetas, żeśmy tak często [...] ostrzegali, zagrzewali..."

Kiedy bezpośrednie niebezpieczeństwo tureckie zawisło nad Rzecząpospolitą i czausz turecki w grudniu 1671 roku „przyniósł nam wojnę", trzeba było uciec się do ostatecznej pomocy - szlachty w pospolitym ruszeniu. Ale dwa sejmy, zimowy i wiosenny 1672 roku, zostały zerwane, a opozycja z prymasem Prażmowskim na czele nawiązawszy jeszcze ściślejsze związki z paryskim dworem (kręciło się w Polsce wielu francuskich agentów) wręcz zażądała od króla Michała w czerwcu 1672 roku abdykacji, wysunęła plan małżeństwa królowej Eleonory, po rozwodzie z Michałem, z księciem de Longueville. Wobec sprzeciwu cesarza Leopolda prymas 25 czerwca 1672 roku zaproponował królowi Michałowi złożenie korony dla dobra ojczyzny.

           Wiśniowiecki nie umiał walczyć; obradami sejmów zbytnio nie interesował się, nie potrafił sobie pozyskać wojska koronnego, wiernego więcej hetmanowi Sobieskiemu niż królowi, zrażał sobie sejmiki otaczaniem się cudzoziemcami, posługiwaniem się obcymi rezydentami w zagranicznych misjach, nawet swym cudzoziemskim strojem. Ale zuchwałe żądanie Prażmowskiego oddania korony spotkało się ze zgoła nieprzewidzianym oporem króla i z po męsku wygłoszoną ripostą: „

Wiem, żeś waszmość mnie jeden koronował,ale nie jeden obierał. Jeżeli wszyscy na to po­zwolą i zgodzą się, burzo rad do tychże ręku oddam, z których wziąłem koronę, przez co przynajmniej ujdę tantum servitutem od was, którzy mnie nie tylo ani jako pana, ale nawet ani jako księcia starożytnej familii, ani jako równego sobie traktujecie".

 Żachnął się na to prymas

: „To W.K.M. chcesz, żeby się krew niewinna przelewała?"

 Odrzucił król tę inwektywę:

 „Sam waszmość tego chcesz i chcesz ręce kapłańskie kąpać we krwi niewinnej"

. Prymas próbował, zresztą niesłusznie, zrzucić całą odpowiedzialność za przyszłe wypadki na króla:

„Protestor przed Bogiem, że co się tylko stanie, to się za powodem W.K. Mci stanie"

. Król zakończył tę przykrą rozmowę stanowczą i znamienną odpowiedzią

: „Po tysiąckroć razy przed tymże Bogiem protestuję, że cokolwiek było, jest i będzie złego, to wszystko jest i będzie z waszmości".

           Audiencja trwała półtorej godziny, rzecz naturalna, nie mogła przynieść porozumienia. Zaimponowała nam tak dzielna i niespodziewana postawa Michała, chyba po raz pięrwszy

           Nie uląkł się też król próby wojskowego zamachu stanu w Warszawie przez sprowadzenie do stolicy oddanych Sobieskiemu chorągwi, ani ogłoszonego 1 lipca 1672 roku przez malkontentów manifestu, w którym za wszystkie nieszczęścia Rzeczypospolitej obwiniali przede wszystkim króla, ani wiadomości o podpisaniu w tym dniu przez kilkudziesięciu opozycjonistów konfederacji czy też spisku przeciw legalnemu przecież królowi, a powołaniu na tron francuskiego kandydata. Obrońców miał znaleźć król Michał w szeregach szlachty, która w czasie sejmu zawiązywała prowincjonalne konfederacje przy swym królu, a na sejmikach posejmowych murem za nim stawała.

           Tymczasem groza niebezpieczeństwa tureckiego już bezpośrednio zawisła nad krajem, nie bez zgoła fałszywych pogłosek, że to opozycja magnacka sprowokowała tę inwazję. Bez większego oporu wojska sułtańskie stanęły pod potężnym Kamieńcem Podolskim i 27 sierpnia 1672 roku zmusiły jego bohaterskich obrońców do kapitulacji

.          Obronił się Lwów, padły miasta i zamki: Zborów, Złoczów, Buczacz. Znowu jedynie Sobieski swą świetną, błyskawiczną kampanią na tatarskie czambuły jesienią tego roku uchronił kraj od ostatecznego zniszczenia, wyzwolił tysiące jasyru i na szlaku rusko-podolskim rozbił szereg ich koszy.

           Król na wieść o postępach Turków i tragicznym upadku Kamieńca słał błagalne listy o posiłki do papieża Klemensa X, do cesarza i cara. Wprawdzie ruszył w sierpniu z Warszawy do pospolitego ruszenia pod Gołąb nad Wisłą, ale nie zdobył się na jakiś własny plan działania. Osaczony przez opozycję, wydawał sprzeczne rozkazy, przez co paraliżował rozpaczliwe poczynania Sobieskiego.

           Bez wojska, pieniędzy i obcej pomocy musiał zdecydować się na podpisanie przez komisarzy 18 października 1672 roku haniebnego pokoju w sułtańskim obozie pod Buczaczem nad Strypą w ziemi Kalickiej. Jak wiadomo, Polska utraciła wówczas całe Podole wraz z Kamieńcem Podolskim i musiała się zgodzić na opłacanie sułtanowi corocznego „podarunku" w kwocie 22 rys. złotych; prawobrzeżną Ukrainę pozostawiono w rękach Kozaków.

           Tymczasem szlachta zebrana w kilkadziesiąt tysięcy (najwyżej 30 000) pospolitym ruszeniem pod Gołębiem, a potem Lublinem, zamiast iść przeciw Turkom, 14 października 1672 roku zawiązała generalną konfederację w obronie króla, srogie wydając wyroki na malkontentów i odsądzając ich od czci, urzędów i majątków. Autorami konfederacji byli biskup Stefan Wierzbowski i wojewoda Feliks Potocki. Król Michał nie wykazywał w konfederackim obozie żadnej inicjatywy, nie poprowadził szlachty na wroga, jedynie zadbał o swój tron

           . Malkontenci ostro zareagowali na ich oskarżenia i kary, zawiązując w Szczebrzeszynie 23 listopada związek żołnierski pod wodzą hetmana Sobieskiego w obronie obalonych przez konfederatów praw.

           Zanosiło się na wojnę domową. Na szczęście na tzw. kontynuacji konfederacji i jej generalnym zjeździe (od 4 stycznia 1673 r.) dzięki pośrednictwu królowej Eleonory, nuncjusza Buonvisiego i rozsądniejszych senatorów (biskupa krakowskiego Andrzeja Trzebickiego, wojewody witebskiego Jana Antoniego Chrapowickiego) doszło pod grozą tureckiego niebezpieczeństwa do pojednania między zwaśnionymi stronami, a sejm pacyfikacyjny (do 8 kwietnia 1673 r.) uchwalił program obrony, tak pięknie i skutecznie zrealizowany w zwycięskiej bitwie pod Chocimiem 11 listopada 1673 roku.

            Ale król był już ciężko chory; od dłuższego czasu niedomagał, cierpiąc na wrzody w przewodzie pokarmówym; jeszcze we wrześniu dotarł do Lwowa, jeszcze 8 października dokonał przeglądu wspaniałej czterdziestotysięcznej armii; w przeddzień zwycięstwa umarł bezpotomnie we Lwowie. Jego szczątki w 1676 roku spoczęły w podziemiach katedry wawelskiej.

         Król Michał panował z górą cztery lata (ściśle cztery lata i pięć miesięcy), w jednym z najtrudniejszych okresów naszych dziejów. U współczesnych wzbudzał różne uczucia, od przywiązania i wierności do bezwzględnej wr­gości i chęci usunięcia go z tronu za wszelką cenę. Trudno rozważyć, ile w tym było powiązań z samą osobą króla Michała, a ile rozważań w związku z interesem państwa lub własnym.

Poniższy wiersz, anonimowy złośliwy paszkwil, z pewnością napisany już po zgonie monarchy, sumuje poglądy opozycji na osobę Mich­ła:

 

Obranie cudem Królestwo kłopotem,

 Szkocki złe rady, a szelągi zlotem

, Sejmy niezgodę, Żona urąganiem,

Dwór nieporządkiem, sludzy oszukaniem,

 Senat niedbalstwem, Warszawa więzieniem,

 Wiedeń pedantem, obóz uprzykrzeniem,

 Prymas skarciem, Kamieniec niesiawca

, Izba pociechą, strojenie zabawca,

Turczyn nieszczęściem

, Gołąb głupstwa świadkiem, Lwów śmiercią,

 a .śmierć nieszczęścia ostatkiem.

To byi mój żywot, więcej nic nie znalem,

Nie wiem, czym królem, wiem, żem był Michałem.

       Bezsprzecznie król Michał nie należał do wybitnych naszych panujących. Największą je­go tragedią byk fakt, że przyszło mu panować w najtrudniejszym okresie. O tron nie zabiegał, wysunął go podkanclerzy Olszowski, sprytnie wykorzystując dwa zwalczające się stronni­ctwa, profrancuskie i prohabsburskie, i dobrze wyczuwając niechęć ogółu szlachty do cudzo­ziemskich kandydatów.

            A skoro Michał znalazł się na tronie, otoczony często zwalczającymi się wzajemnie doradcami, skrępowany ich inicjatywami nie umiał, czy nie mógł, zdobyć się na samodzielność działania.

            Zgodził się na sojusz z Habsburgami zniechęcając tym samym o wiele potężniejszą i bardziej mogącą Polsce pomóc Francję Ludwika XIV. Uwierzył w porozumienie z Rosją nie uzyskując w zamian konkretnych rezultatów  Nie umiał zapobiec wojnie z Turcją, chociaż nastręczali się pośrednicy ugody w osobach chana czy też naddunajskich książąt.  Postawił na mało ważnego i ostatecznie zdradliwego Chanenkę, zrażając sobie inteligentnego i mocnego na Ukrainie Doroszenkę. Wobec elektora brandenburskiego okazał daleko idącą pobłażliwość i słabość, nie umiejąc wykorzystać akcji Kalksteina.  W polityce wewnętrznej popełnił jeden z największych błędów, skoro nie dowierzał, nie do­ceniał Sobieskiego.

        Ale pomimo tych bardzo poważnych zarzutów nie można nie docenić i pewnych jego stron dodatnich. Brał często żywy i bezpośrdni, nawet ofiarny udział w sejmach i posiedzeniach senatu, ciągnących się nieraz całymi godzinami. Nie nastawał bezwzględnie na swych przeciwników malkontentów (np. po sejmie z 1670 r.), a czasem szukał nawet pojednania, choć się to nie zawsze mu udawało (związki rodzinne Wiśniowieckich z Sobieskimi). Pilnował spraw państwowych, o czym świadczy jego liczna dyplomatyczna korespondencja oraz długi wykaz przywilejów dla miast i osób prywatnych. Z całym uporem wysyłał raz po raz uniwersały do szlachty i wojska, często nawet błagalne, kiedy zagrażało bezpośrednie niebezpieczeństwo. Marzył o sławie rycerskiej na czele zgromadzonego pod Lwowem wojska jesienią 1673 roku i gotów był pomimo choroby maszerować na Turka. Nie był też pozbawiony poczucia królewskiej godności, kiedy tak stanowczo odpowiedział prymasowi w czerwcu 1672 r. na jego żądanie dobrowolnej abdykacji.

 

<< poprzedni   góra  następny>>

 

Jasienica

źródła

pliki

linki

banery

kontakt